RECENZJA PRZEDPREMIEROWA – premiera książki 03.09.2019 r.
Miasto dziewcząt będziemy widzieć oczami dziewiętnastoletniej Vivian Morris, która jest główną bohaterką powieści. Vivian, jak na nastolatkę przystało, jest zbuntowana. Ma rogatą duszę. Próbuje odkryć siebie. Nie bez powodu wylatuje z jednej z prestiżowych uczelni. (A dlaczego? Sięgnijcie po książkę, to może się dowiecie powodu!)
Już od pierwszy stron polubiłam Vivian. Tak jak ja w jej wieku, szuka sposobu na życie. Kiedy moje koleżanki z technikum zapisywały się na studia ekonomiczne, ja poszłam na dziennikarstwo. Kiedy one szukały pracy, ja jeździłam z chłopakiem po kraju. Kiedy tata mówił, że nie życzy sobie, żebym do domu przyprowadzała łysych dresów, to przyprowadzałam celowo łysych dresów. Także w głębi duszy rozumiem ten bunt. I myślę, że każdy z nas go przeżył.
Ostatnio czytam dość lekkie książki i o ile niektóre z nich poruszają ważne tematy… To jednak w większości są to książki typowo jednorazowe, nad którymi wiem, że więcej się nie pochylę. Często brakuje mi w literaturze takiej głębszej refleksji. Bohaterom życie zmienia się o 180 stopni, a oni są niewzruszeni.
Jacek Podsiadło napisał kiedyś:
„Z uniesień pozostało mi uniesienie brwi, ze wzruszeń – wzruszenie ramion.”
I w końcu mam w rękach książkę, która wzbudza we mnie coś więcej niż uniesienie brwi. Nad którą mogę się zastanowić. Która porusza wiele ważnych tematów. I która mówi między innymi, że osoby z rogatą duszą, wcale nie są wcieleniem diabła. Że są to ludzie, którzy mogą być dobrzy, tylko trochę inaczej patrzą na życie. I nie powinniśmy ich wrzucać do jednego worka ze wszystkimi złymi ludźmi.
„W każdym razie jest taki moment w życiu, kiedy kobieta ma dość wiecznego wstydzenia się za siebie. A kiedy przestaje się wstydzić, może się stać tą osobą, którą jest naprawdę.”
– z książki Miasto dziewcząt
„Miasto dziewcząt” to literatura kobieca, w której nie brakuje dobrego humoru. Ciotka Vivian, Peg, skradła moją duszę. To jest typ osobowości, które uwielbiam. Szalone, żyjące w swoim świecie, dość ekscentryczne, a przy tym życiowo mądre.
Okazuje się, że kiedy człowiek może robić wszystko, co chce, nie ma nad nim żadnych batów, żadnych kar, żadnego złoszczenia się… To nagle to nowe życie staje się puste, dziwne, nieznośne. I tak też jest w życiu, że człowiek pragnie czasem rzeczy absurdalnych, a kiedy to dostaje na tacy, nagle traci tym zainteresowanie. Okazuje się, że to do czego tyle lat dążył, wcale go nie uszczęśliwia.
Elizabeth Gilbert pokazała plejadę barwnych osobowości. Postacie są nietuzinkowe i dwuznaczne. (Przedsiębiorczy Żyd, żigolaki z Manhattanu, typowa amerykańska rodzina wywodząca się z Clintonów etc. etc.) Autorka w cudowny sposób ujęła, że życie ma dwie strony medalu. Poznaliśmy również kulisy życia teatru rewiowego. Trochę łyknęliśmy brawury i jazdy bez trzymanki. Aż w końcu bohaterka zalicza upadek. Czy to ją otrząśnie? Czy w końcu przejrzy na oczy?
Nie jest to książka bez wad. Niektóre sytuacje były przerysowane. (Tak jak np. historia utraty dziewictwa.) A niektóre były niezrozumiałe. (Konserwatywni rodzice kojarzą mi się zwykle z kimś, kto twardą ręką trzyma rodzinę w garści. A tu mamy trochę nieporadnego ojca, który nie może poradzić sobie z nastolatką i wysyła ją w zupełnie inne środowisko, które poniekąd powinien potępiać.) W dodatku Vivian mimo swojej niepokorności, czasami wydawała mi się jednak za bardzo niedojrzała. Jakby faktycznie była oderwana od swojego tu i teraz, co czasem mi po prostu przeszkadzało, kiedy patrzyłam na tę historię jej oczami.
„Miasto dziewcząt” to faktycznie książka, na którą warto, przy tej końcówce lata, zwrócić uwagę.
tytuł: Miasto dziewcząt
autor: Elizabeth Gilbert
wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis
liczba stron: 528
cena okładkowa: 39,90 zł
moja ocena: 8,5/10
Książka została przekazana przez Dom Wydawniczy Rebis, za co jeszcze raz dziękuję.
Piękna powieść! <3 Uwielbiam Elizabeth Gilbert od lat, więc mogę być stronnicza, ale ta powieść jest zdecydowanie wyjątkowa. Tym bardziej, że pisana była w okresie najgłębszej żałoby pisarki i to widać – ta melancholia przewija się między kartami powieści.
Nie ukrywam, że po tej książce totalnie nie spodziewałabym się tego, co piszesz. Zachęciłaś mnie!
Też nie sądziłam, że będę w gronie osób, którym się książka spodoba. Faktycznie byłam dość sceptycznie nastawiona. Ale miło się zaskoczyłam :)