„Wyczytałam gdzieś, że większość czterolatków uśmiecha się czterysta razy dziennie, ale kiedy już dorosną, liczba ta spada do dwudziestu. Nie jestem pewna, czy chcę być dorosła.”
~ Caroline Wallace, „Marta, która się odnalazła”
Chociaż występuje w niej zła macocha… To nie bajka o Kopciuszku. Tu nie było żadnego „dawno, dawno temu”. A mimo to nie mylił się w zapowiedzi Wydawca, że będzie to baśniowa opowieść o Marcie. Dworzec Liverpoolu. Marta ma 16 lat. Nie wie, kim jest. W tym wieku to chyba normalne. Każdy dopiero szuka swojej drogi. Marta jednak nie wie kim jest, bo kiedy była niemowlęciem ktoś porzucił ją w walizce pod drzwiami Biura Rzeczy Znalezionych. Od tamtej chwili zamieszkała nad biurem wraz z kobietą, która postanowiła ją przygarnąć.
I na tym kończą się wszystkie dobre wiadomości dla Marty. Mimo że ma dach nad głową, kobieta która się nią opiekuje jest jak ta macocha z Kopciuszka… Surowa, oschła, agresywna… Zupełnie nie nadaje się na opiekunkę dla dziecka. W dodatku wmówiła Marcie, że jeśli ta zechce opuścić dworzec, to ten ulegnie zagładzie. Dziewczyna więc nie zna innego życia niż ten wśród peronów.
Ta książka jest dla mnie jedną z większych niespodzianek marca. Zagadkowy tytuł od razu przyciągnął moją uwagę. I nie zawiodłam się. Dworzec Lime Street ma w sobie wiele tajemnic. Marta jest mimo wszystko osobą pogodną. Nie traci ducha walki. Metodycznie brnie naprzód. Jest przykładem osoby, dla której „chcieć znaczy móc”.
„Uznajmy, że to Rozdział piąty historii mojego życia. I zanim komukolwiek przyjdzie do głowy zapytać, uprzedzam – nie mam pojęcia, co wydarzyło się w Rozdziale pierwszym.”
~ Caroline Wallace, „Marta, która się odnalazła”
To przykład książki, która wciąga od pierwszych pięciu stronic. Ma w sobie coś z tych takich bajek dla dużych dziewczynek. Czytając ją przeniosłam się właśnie na ten Dworzec. Spotkałam Martę. Wirowałam z nią na peronach. Znalazłam się na parę chwil w jej czasoprzestrzeni. Aż trudno uwierzyć, że tyle sytuacji może zdarzyć się na dworcu.
Marta stanie też przed trudnym zadaniem. Będzie musiała w końcu dowiedzieć się kim jest. Będzie w końcu musiała się odnaleźć, jak ta małpka, która w książce gubi się i odnajduje. Autorka przypomina również o ważnych wartościach, takich jak: czas, który należy poświęcić sobie i swoim bliskim. Bo w dużej mierze sami okradamy się z najlepszych lat w życiu. Mam też wrażenie, że Autorka chciała nie tylko, by Marta się odnalazła… Ale też o to, byśmy to i my – Czytelnicy – spróbowali odnaleźć samego siebie.
Ta książka pokazuje, że miejsce akcji nie musi toczyć się w Hogwarcie, żeby zainteresować Czytelnika. Że wystarczy czasem sam dworzec i pomysł. A i na zwykłym dworcu może dziać się magia. Polecam!
Marta, która się odnalazła
kategoria: literatura piękna
liczba stron: 384
cena okładkowa: 34,90
wydawnictwo: Pascal
ocena: 8/10
Książka została przekazana dzięki uprzejmości Wydawnictwa Pascal, za co jeszcze raz dziękuję.